To był jeden z bardziej niezwykłych meczów koszykarek w Toruniu w ostatnich latach. Energa Toruń nie wykorzystała szansy i przegrała po dogrywce z Basketem 25 Bydgoszcz.
Elmedin Omanić końcówki meczu już nie oglądał z ławki trenerskiej, bo po drugim technicznym przewinieniu został odesłany do szatni.
– Nie wiem co powiedzieć po takim meczu. Nie chcę wszystkiego wiecznie zwalać na sędziów,.ale jeśli dwa razy nadepnę na linię i dostaje za to przewinienie techniczne, to takie rzeczy dzieją się tylko w Toruniu – narzekał szkoleniowiec Katarzynek.
Sam mecz derbowy ocenił tak:
– Wiedzieliśmy, że wszystko się może zdarzyć, powtarzałem zawodniczkom, że jeżeli do przerwy będzie koło remisu, to możemy przegrać. Prowadziliśmy 16 punktami i wszystko się załamało w chwili kontuzji Martyny Walczak. To zasłużone zwycięstwo naszych rywalek. Zagraliśmy bardzo słabo, dyspozycja La Mamy jest fatalna od kilku spotkań, nie mogę do niej dotrzeć, nie trafialiśmy rzutów wolnych. Teraz mamy przed sobą serię meczów z trudniejszymi rywalami i przy takiej grze ciężko myśleć o zwycięstwach.
Martyna Walczak dodała:
– Bardzo ciężki mecz. Myślę, że niedyspozycja zdrowotna w ostatnich dniach kilku naszych zawodniczek miała wpływ na taki, a nie inny koniec. Starałyśmy się biegać, walczyłyśmy dopóki starczyło nam sił.
W bydgoskiej ekipie wielka radość, bo nie tylko zwycięstwo, ale i lepszy bilans w dwumeczu daje jeszcze Basketowi 25 realne szanse na nawiązanie walki o miejsce w play off.
– Godzina by nie wystarczyła, aby ten mecz podsumować. Wiele derbów już oglądałem, ale takiego meczu nie pamiętam – powiedział Piotr Kulpeksza, trener Basketu 25. – Zaczęliśmy od 1/16 z gry w 1. kwarcie, to już było niezwykłe, ale to, jak mój zespół zebrał się, a potem także po tym rzucie na dogrywkę Mortensen, to wielki szacunek. Pokazaliśmy charakter w dogrywce. Bardzo fajne widowisko, obie drużyny zasłużyły na zwycięstwo, ale ktoś musiał przegrać. Kluczem do wygranej było wreszcie skuteczne wykańczanie akcji. My nie graliśmy źle od początku, tylko brakowało nam trafień do kosza. W końcu odpaliliśmy trójki, w czym zasługa także Lauren Ebo, która związała pole trzech sekund. Pojawiły się otwarte pozycje i zaczęliśmy je wykorzystywać – dodał Kulpeksza.
Jedną z tych koszykarek, które po przerwie popisały się „trójką” była Amelia Pawlikowska. Młoda skrzydłowa Basketu 25 trafiła trudny rzut o tablicę z niemal zerowego kąta.
– Tak, całe życie ćwiczyłam taki rzut, aby trafić w tym momencie – przyznała ze śmiechem bydgoszczanka. – Na pewno był to najbardziej emocjonujący mecz w moim życiu. Zaczęło się dla nas bardzo kiepsko, ale potrafiłyśmy się podnieść, w dogrywce straciłyśmy kilka ważnych zawodniczek z powodu fauli, ale też sobie z tym poradziłyśmy.
Robert Berent